czwartek, 25 lutego 2010

The Collector (4.5/6)

Nie jest to jakaś nowość. Dodatkowo można powiedzieć, że film bazuje na konwencji stworzonej na potrzeby cyklu "Piła" i jest w tym wiele racji, bo przecież twórcami "Kolekcjonera" są Marcus Dunstan i Patrick Melton - scenarzyći "Pił" (jak do tej pory) IV - VII. Dla niektórych może to być zachęta do obejrzenia filmu, a dla innych powód skreślenia go z listy.

Film zasługuje na uwagę z kilku względów: mroczne zdjęcia, nastrojowa muzyka i dobra zagadka. Osobiście mam nadzieję, że nie jest to początek kolejnego cyklu - choć nigdy nie wiadomo.

Jeśli macie mocne żołądki zapraszam na krwawy seans. Mamy dom pełen pułapek, bezlitosnego zabójcę i całkiem zgrabnie poprowadzoną fabułę (chociaż nie wiem jak udało mu się rozstawić te pułapki w ciągu jednego dnia).

Film trzyma w napięciu i trzeba tylko dać mu szansę. Niektórzy nie będą mogli spać inni będą się zastanawiać schodząc w ciemności po schodach. W każdym bądź razie jest to jedn z najmocniejszych filmów jakie ostatnio oglądałem

niedziela, 21 lutego 2010

Autor widmo (5.2/6)

Polityka rządzi się swoimi prawami. Najbardziej niebezpieczne dla społeczeństwa są sytuacje, w których wysokiej rangi politycy uważają, że są ponad prawem. W takich sytuacjach nie ma mowy o demokarcji, a przecież działań poza prawem nie usprawiedliwia nic - nawet bezpieczeństwo państwa.

Pierce Brosnan wciela się w rolę Adama Langa, byłego premiera Wielkiej Brytanii i niech twórcy mówią co chcą, zaprzeczają, ale podobieństwo do Tony'ego Blaira jest oczywiste (Brosnan nawet się przyznał, że wzorował się na Blairu). Jego kariera polityczna już się zakończyła i można wnioskować, że nie jest zbyt popularny. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że jako polityk jest przekonujący. Sprawia, że ludzie mu wierzą - i wierzymy my. To porządny człowiek, który chciał dobrze, polityk, który był u szczytu władzy, a teraz wszyscy go atakują. Nawet mu współczujemy.

Ewan McGregor to ghostwriter (profesjonalny pisarz, który za kasę pisze za kogoś książki, przemówienia itp.). Zostaje wynajęty do dokończenia biografi Langa po tym jak poprzedni duch popełnił domniemane samobójstwo.

Na początek poznajemy bliskie otoczenie Langa: jego asystentkę (i prawdopodobnie kochankę, w tej roli Kim Cattrall), prawnika (Timothy Hutton), żonę żyjącą w jego cieniu (Olivia Williams) i innych pracowników, ochroniarzy. Wszystko wydaje się w porządku, ale cały czas przeczuwamy, że coś jest nie tak.

McGregor rozpoczyna pracę od zapoznania się z maszynopisem swojego poprzednika i jest załamany - nuda. Kto to przeczyt? Czeka go dużo pracy, a termin jest bliski. Poza tym sytuacja polityczna Langa zmienia się diametralnie, gdy jego przeciwnik polityczny, Robert Rycart (wyraźnie wzorowany na Robinie Cook'u, który opuścił rząd Blaira, gdy ten zdecydował o zaangażowaniu w Iraku), oskarża go o nielegalne działania polegające na przejęciu 4 terrorystów w Pakistanie i przekazanie ich (poza prawem) CIA, które dopuściło się tortur (z Langa czyni to współwinnego). Wydarzenie to rozpętuje burzę, hieny z prasy zaczynają się gromadzić czując, że wielki polityk polegnie. W tym momencie filmu prawie współczujemy Langowi.

Kiedy duch odnajduje kilka dodatkowych materiałów swojego poprzednika, materiałów, które rzucają inne światło na życie polityka, zaczyna dziać się coś złego. Padają niewygodne pytania. Podejrzenia kierowane są na każdego, kto pojawia się na ekranie. Przeszłość zaczyna przebijać się zza kurtyny kłamstw, niedomówień i wielkiego spisku. Kilka dokumentów, zdjęć, kopii legitymacji partii politycznych i numer telefonu doprowadzają ducha do Paula Emmett'a (Tom Wilkinson).
Przyznam, że w tym momencie już wiedziałem co jest grane. Postać Emmetta jest najbardziej oczywistą postacią w filmie. Jego teksty od razu naprowadzają widza na właściwy tor i teraz trzeba tylko się dowiedzieć, kto i jak jest w to wszystko umoczony.

Film Polańskiego porusza wiele istotnych kwestii politycznych. Przytoczę kilka sytuacji.

W scenie, w której Lang wraz z prawnikami ocenia możliwość działania po decyzji Trybunału Sprawiedliwości o podjęciu śledztwa pada sugestia, że powinien pozostać w USA, bo ten kraj nie uznaje prawa ekstradycji Trybunału. Na pytanie jakie inne kraje mógłby bezpiecznie odwiedzić pada lista innych krajów: Chiny, Iran, Korea... i kilka krajów Afryki (dla otuchy).

W innym momencie Lang przedstawia hipotetyczną sytuację, w której są do wyboru dwie linie lotnicze, jedna, która wszystko dokładnie sprawdza, przeszukuje, żąda od pasażerów wyjaśnień i przeprowadza nadmiarowe kontrole oraz inna, która żadnych praw i prywatności nie narusza. Lang pyta: "Którym samolotem Rycart wysłałby swoje bachory?".

Film pełen jest obrazów z naszej rzeczywistości. Powiązania prywatnych firm zbrojeniowych i ochroniarskich z ludźmi u władzy ukazuje motyw prywatnego odrzutowca, którym lata Lang, a który należy do firmy czerpiącej bezpośrednie korzyści finansowe z uczestnictwa w konfliktach wojskowych. (W świecie rzeczywistym proponuję zapoznać się z firmą Greystone, będącą częścią Xe - dawniej Blackwater, oraz obejrzeć film "Stan gry").
Niektore argumenty można uznać za demagogiczne, inne za naiwne, ale bez wątpienia należy je eksponować i potępiać - bo nie można dopuścić, że zaczną być akceptowanym standardem.

Film jest ekranizacją powieści Roberta Harrisa ("Fatherland", "Enigma", "Pompeje") zatytułowanej w oryginale "The Ghost", która przez New York Observer została określona jako "The Blair Snitch Project". Na uwagę zasługuje fakt, że prywatnie Harris, przez długi czas wspierał Partię Pracy i Tony'ego Blaira. Wszystko zmieniło się, gdy premier z Downing Streen 10, zdecydował o poparciu interwencji USA w Iraku. Pomysł na główny wątek książki jest zapewne pochodną kłamstwa dotyczącego broni masowej zagłady, która niby miała być w posiadaniu Iraku.

Prawda jest bolesna. Prawda zabija.
"Chcesz poznać prawdę? Nie poradzisz sobie z prawdą!" Ten tekst z "Ludzi honoru" zapada w pamięć i doskonale wpisuje się w klimat "Autora widmo". W świecie polityki, wielkich pieniędzy i tajnych operacji prawda potrafi być wyjątkowo niewygodna i zabójcza.

W pierwszym zdaniu napisałem, że niebezpieczne jest kiedy politycy chcą być ponad prawem. Tak. Ale to tyczy się też innych grup zawodowych takich jak wszelkie służby mundurowe czy chociażby środowisko artystów. Roman Polański bez wątpienia jest jednym z najwybitniejszych reżyserów polskiego pochodzenia, ale nie jest ponad prawem. Popełnił błąd i być może wydawało mu się, że uniknie kary - ale sprawiedliwość dosięga każdego w ten czy inny sposób.

Po aresztowaniu Polańskiego pojawiły się teorie sugerujące, że za tą nagłą decyzją stoją siły, które nie chcą dopuścić do ukończenia filmu. Źródła teorii spiskowych sugerowały, że w filmie jest więcej prawdy niż nawet sam autor przyznaje.

Roman Polański otrzymał złotego niedźwiedzia dla najlepszego reżysera na berlińskim festiwalu filmowym. Nagroda bez wątpienia słuszna, ale pewnie znajdą się głosy, mówiące, że to wyraz poparcia środowiska artystycznego dla reżysera.

Film jest warty obejrzenia zarówno ze względu na doskonałe role McGregora i Brosnana jak i świetnie prowadzoną fabuła i bardzo, BARDZO dobrą muzykę.

piątek, 19 lutego 2010

Wyspa strachu (4.3/6)

Tytuł nie jest zachęcający. trąci trochę horrorem kalsy "B", ale takie też często zaskakują. Jak zwykle nie zrażony (i nawet nie zachęcony obsadą) przystąpiłem do oglądania. Szczerze mówiąc myślałem, że to kolejne "Turistas". Byłem trochę znudzony, późny wieczór i miał to być ostatni seans tego dnia, z możliwością wcześniejszego zakończenia jeśli film okazałby się "usypiaczem".

Rozpoczyna się doś sielsko - młoda para na Hawajach. Podróż poślubna, słońce, plaże. Podążamy z nimi na szlak do dzikiej plaży - niezrażeni nowożeńcy idą pomimo tego, że gdzieś na wyspach ukrywają się zabójcy, którzy wcześniej zamordowali inna parę.

Nasi bohaterowie swojej drodze spotykają innych towarzyszy i pewną szczególną parę. Można by rzec - dziwną parę. Facet przechwiala się swoimi dokonaniami, który wydają być wynikiem delirki szaleńca lub przynajmniej się wyssane z palca. W pewnym momencie obie pary podejrzewają się na wzajem, ale nie przeszkadza im to za bardzo w kontynuowaniu wycieczki.

W pewnym momencie się pogubiłem. Chwila! Coś tu nie gra! Coś się zmieniło. Są na plaży... są u celu... gdzie podziali się ci zabójcy? Gdzie ta akcja? Po co to wszystko? 
No i zaczyna się jazda...

Na film zaprasza was David Twohy, reżyser między innymi rewelacyjnego "Pitch Black", "Below" i przyzwoitych "Kronik Riddicka". Podobnie jak poprzednio jest zarówno autorem scenariusza jak i reżyserem. Tylko, że ten gatunek filmu jakoś mi do niego nie pasował. Właśnie dlatego nie do końca wiedziałem czego się po tym filmie spodziewać.

Przyznaję - film mnie zaskoczył. Ostatnimi laty jesteśmy przyzwyczajani do zwrotów akcji (fani "24" i "Zagubionych" wiedzą doskonale o czym mówię) i takie zabiegi mniej lub bardziej udane (patrz: naciągane) już nie robią takiego wrażenia jak jeszcze 10 lat temu, ale w tym przypadku motyw sprawdził się na 100%. Od momentu zwrotu akcji siedziałem już jak na szpilkach - do samego końca.

Szczerze polecam.

poniedziałek, 8 lutego 2010

The House of the Devil (4/6)

Jako fan horroru zwróciłem uwagę na ten film ze względu na jego tytuł. Krótkie zerknięcie na imdb powiedziało mi, że film opowiada o młodej dziewczynie wplątanej w satanistyczne rytuały.

Ok. Film totalnie mnie zaskoczył.

Film jest z 2009 roku, a akcja dzieje się w latach 80-tych. Cały film zrobiony jest w klimacie kina tamtych lat - łącznie z muzyką, czołówką, montażem i zdjęciami. Super klimat dla ludzi znudzonych efekciarskimi ujęciami, spowolnieniami i bryzgającą na obiektyw kamery krwią.

Fabuła też była miłym zaskoczeniem. Niektórzy mogą powiedzieć, że film jest nudny i się ciągnie, ale my (oglądaliśmy film w trójkę) tak tego nie odebraliśmy. Zgodnie przyznaliśmy, że taki sposób budowania klimatu się obronił. Sporo jest scen, które niby nie wnoszą niczego nowego, ale to taka cisza przed burzą. Spowolnienie tuż przed wielkim finałem.

"The House of the Devil" można uznać za film jednej aktorki, Jocelin Donahue, której nie kojarzę z żadnego innego filmu, ale wypadła dość przekonująco. Wielkim zaskoczeniem był dla nie występ Toma Noonan'a ("Gorączka", "Czerwony smok"), który idealnie pasuje do swojej roli.

Film zasługuje na obejrzenie głównie ze względu na jego wyjątkowość w porównaniu do trendów naszych czasów. Realizacja w stylu lat 80-tych była wielkim eksperymentem, który, moim zdanie, się sprawdził.

wtorek, 2 lutego 2010

Droga (5.4/6)

Uwielbiam kino spod znaku apokalipsy. Zagłada ludzkości spowodowana niekoniecznie przez spadające z nieba meteoryty, wirusy, czy efektowne wybuchy na słońcu, też nadaje się do sfilmowania. Bo przecież nie chodzi o pokazanie samego efektu kataklizmu, ale tego jaki ma wpływ na ludzi.

"Droga" to właśnie film o ludziach, a konkretnie o ojcu i synie. Podczas ich wędrówki, najczęściej w nocnych snach, przewija się jeszcze żona/matka. Obaj za nią tęsknią, ale nie mogą sobie pozwolić na chwile słabości. Bo wszędzie czai się śmierć. Śmierć nie z rąk obcych czy oszalałej bestii, ale czegoś bardziej groźnego - innych ludzi.

W świecie, który dobiegł końca, a natura dogorywa wśród popiołów, starają się egzystować ostatni ludzie. Nie ma prądu, brakuje żywności, panuje chłód... nie ma cywilizacji. Wszędzie grasują bandy kanibali. Tu nie ma miejsca na zaufanie. Każdy może liczyć tylko na siebie.

Wśród ruin świata, drogą na południe, idzie ojciec i syn. Ojciec wiedząc, że prędzej czy później braknie go, chce nauczyć syna jak przetrwać w tym co pozostało ze świata. Żyć według kodeksu, który zakłada wiarę we własne siły i unikanie obcych. Nie ufaj nikomu. 

Co czyni nas ludźmi? Nasz umysł? Nasze umiejętności? Cywilizacja? A może dusza?

Odpowiedź nie jest prosta, ale może droga ojca i syna naprowadzi was na odpowiedź. Bo przecież nie ma nic silniejszego niż miłość rodzica do jego dziecka. Nawet jeśli jest to ostatnia rzecz (to trochę złe sformułowanie) jak pozostała mu na ziemi.

To nie jest piękny film. To nie jest radosny film. Nie ma dobrego zakończenia.

Ten film jest jednak wyjątkowy. Bo jak często zdarza się, że taka ponura wizja trafia na ekrany kin? 

"Droga" to bardzo ponura wizja, która nie pozostawia nawet nadziei. Może ktoś zobaczy jakiś przebłysk na sam koniec filmu, ale ja jej nie zobaczyłem. Ta wizja stworzona przez Cormaca McCarthy'ego (autora równie dobrego i prawdziwego "To nie jest kraj dla starych ludzi") zdaje się epatować niesamowitą mieszanką uczuć. Miłość zderza się z okrucieństwem, bezsilność z rezygnacją... 

Na koniec pozostaje tylko jedno pytanie: Czy jest dla nas jakaś nadzieja?