czwartek, 29 października 2009

Surogaci i Gamer

Po obejrzeniu tych dwóch filmów, postanowiłem, że swoje spostrzeżenia opiszę z perspektywy kilku dni. Jednak to nie przyczyniło się do zmiany mojego zdania na ich temat.

Pierwszy film, "Gamer" (reż. Neveldine/Taylor) to film akcji osadzony w niedalekiej przyszłości. Twórcy postawili na szybką akcję (podobnie jak w poprzednich filmach - między innymi "Adrenalina") i dobrą obsadę. Mamy tu Gerarda Butlera ("300"), Michaela C. Hall'a ("Dexter", "Sześć stóp pod ziemią") i Kyrę Sedgwick ("Closer").
Akcja filmu jest niezwykle podobna na schematach znanych z "Uciekiniera" (tego z Arnoldem Schwarzenegger'em) i "Wyścigu Śmierci 2000"). Tak więc mamy tu grę - a własciwie 2 gry wykorzystujące technologię pozwalającą na kontrolowanie innych ludzi. Pierwsza to "Społeczność" - taki Sims na żywo. Jedni kontrolują drugich i mogą z nimi robić co się im zachce. Kontrolujący gracze przedstawieni sa jako socjopaci wykorzystujący "Społeczność" do spełniania swoich brudnych zachcianek. Dzięki sukcesowi tej gry na sławę i bogacza wyrósł jej autor, Ken Castle, grany przez Hall'a. A dzięki drugiej grze, "Slayers", stał się najbardziej wpływowym człowiekiem na Ziemi. Ale tego mu mało - on chce mieć władzę nad każdym człowiekiem. I wszystko by się udało, gdyby nie nasz bohater (Gerard Butler), który kilka lat wczesniej brał udział w testach technologii kontrolu umysłu i został wrobiony w morderstwo. Jako najpopularniejszy bohater "Slayers" - jest kontrolowany przez bogatego nastolatka - zbliża się do 30 rund gry, które udało mu się przezyć - a przez to do obiecanej za to wolności. Ale Castle nie może pozwolić mu wyjść na wolność.
W fabule przewija się jeszcze wątek szczęśliwego małżeństwa sprzed wyroku i samozwańczego ruchu oporu, ale nieznacznie. Niby to właśnie pcha bohatera do działania, ale ja jakoś tego nie czułem. Jeśli chodzi o aktorów to tak jak się spodziewałem - wygląda na to, że Michael C. Hall odcina kupony od sukcesu "Dextera". Totalna porażka aktorska - właściwie ZERO aktorstwa. Sedgwick zagrała małą rolę więc niewiele można o niej powiedzieć - poza tym, że prezentuje się bardzo korzystnie jak na swój wiek. Butler z kolei chyba eksperymentuje z gatunkami filmowymi i nie chce być zaszufladkowany w  jednym - dlatego skacze pomiędzy komediami i kinem akcji - ale "Gamer" za bardzo mu nie pomoże - mam nadzieję że kasa była dobra.

"Surogaci" to najnowszy film Jonathana Mostow'a ("Terminator 3: Bunt Maszyn", "U-571") z Brucem Willisem w roli głównej.
W niedalekiej przyszłości (znowu) technologia pozwala na bardzo dokładne sterowanie robotami za pomocą umysłu. Na bazie tej technologii powstaje nowy przemysł produkujący maszyny w przeróżnych wersjach - od ubogich (wzrok i mechanika) do super rozbudowanych - niemal ludzkich - zapewniających pełną gamę zmysłów i odczuć. Przez kilkanaście lat główny producent, firma VSI, wyrosła na światowego potentata. Ludzie nie wychodzą z domów - posługują się wyłącznie swoimi kopiami (mniej lub bardziej podobnymi do siebie). Są pewni, że cokolwiek zrobią swoim dwójnikiem, im nic się nie stanie. Garstka ludzi odrzucających technologię (całą technologię), żyje w skansenach, a przewodzi im charyzmatyczny Prorok (Ving Rhames "Pulp Fiction"). Nie walczą ze światem, ale chcę mieć prawo do wyboru.
Wszystko pięknie, ale pojawia się nowa broń. Broń, która skierowana przeciw robotowi zabija jego i osobę sterującą. Do akcji wkracza agent Greer, który aby rozwiązać sprawę będzie musiał wyjść ze swojego mieszkania i jeszcze raz stawić czoło światu "na żywo". Razem ze swoją partnerką stawią czoła polityce, ambicjom i chęci pozostania człowiekiem. Tu również przewija się wątek rodziny i uczuć międzyludzkich, ale do ostatnich scen nie służy jako motywacja bohatera. Dopiero na koniec, kiedy Greer już po uratowaniu świata, staje przed wyborem pozostawienia wszystkiego jak było lub powrotu do człowieczeństwa, ten czynnik pomaga mu podjąć decyzję.

Oceniając te podobne do siebie filmy jakoś nie mam problemu. Obydwa są słabe. Brak nowych pomysłów to najnowsza choroba Hollywood. Obydwa filmy to mieszanki hitów z ostatnich 20 lat (poza wymienionymi jeszcze "Wyspa"). Jeśli szukacie kina akcji to się nie zawiedziecie, ale jeśli lubicie DOBRE kino to proponuje "Solistę" albo "Dystrykt 9".

OCENY: Gamer -  (3/6),   Surogaci (3.5/6)

niedziela, 25 października 2009

Horrorfestiwal.pl (3 edycja)

Właśnie zakończyła się 3 edycja Horrorfestiwalu, którego uczestnicy w wybranych kinach Silverscreen i Multikino mogli przez trzy kolejne noce oglądać wybrane filmy.

Pierwszym filmem był "Diagnza: Śmierć" (który wszedł do repertuaru, kiedy okazało się, że sa problemy z filmem "Humans"). Diagnoza to thiller opowiadający historię dwojga ochotników biorących udział w testowaniu nowego leku na raka. Sami są chorzy i nie mają dobrych rokowań, a sama ich choroba też jest zagadkowa, bo wydaje się, że "dostali" swojego jego raka dość nagle. Jednak kluczem jest miejsce testów, szpital, w którym nasza dwójka (i inni, którymi się nie interesujemy) zostają zamknięci na weekend. Sam szpital i jego pracownicy kryją ponurą historię nieżyjącej pisarki i jej dziecka. Film jest dość zabawny i był miłym aspektem pierwszego dnia.

Patrząc na  repertuar od razu rzuca się w oczy "The Best Horror Shorts". Osobiście byłem bardzo pozytywnie nastawiony na krótkometrażówki, jednak ich wybór był trochę kontrowersyjny.

Pierwszy: "Tratwa" to bardzo dobra technicznie animacja opowiadająca losy dwóch rozbitków na środku oceanu zmagających się z głodem, desperacją i krwawą chęcia przezycia. Jednak nie bardzo pasował na festiwal horroru. Następne były "Wirtualne randki" - historia cichej kobiety, która zakupuje robota (chyba), kóry ma spełnić jej oczekiwania romantyczne i oczywiście seksualne. Jednak jego program nie jest do końca dopracowany, co prowadzi do dość dramatycznej walki, a ostatecznie jest przyczyną ogromnej przemiany głównej postaci. "Noc zabójczych chomików" to świetna rozrywka. Za małe pieniądze mamy opowieść garściami czerpiącą z klasyków gatunku. Opiekunka do dziecka i jej chłopak stają oko w oko z krwożerczymi potworami - lewitującymi  chomikami o czerwonych ślepiach. Najbardziej kontrowersyjnym shortem był hiszpański "Moja miłość mieszka w kanałach". Obrzydliwy do bólu, z obleśnym głównym bohaterem nawiązującym kontakt z kobietą z kanałów. A porozumiewają się przez kibel (!), dosłownie. Liściki miłosne przesyłają sobie za pomocą papieru toaletowego, a potem nawet uprawiają seks (wysmarowany wazeliną koleś "ładuje" przez muszle klozetową, a my widzimy jego wydłużający się penis wędrujący kanałami). Każda miłość ma złe dni i nadchodzi czas zerwania. I wtedy nasz bohater postanawia osobiście odwiedzić swoją miłość.

"Głowa do kochania" to  ekranizacja opowiadania Kazimierza Kyrcza Jr. i Łukasza Śmegiela nakręcony w Krakowie przez Van Kassabiana. Film był całkiem inny niż poprzednicy i chyba najlepszy wśród krótkometrażówek. Zauroczony graffiti chłopak, wraz z przyjacielem, przyjmują zaproszenie tajmenicznego mężczyzny, który obiecał im, że spotkają modelkę. Razem trafiają do domu artysty, który w swoim atelier skrywa największe dzieło swojego życia wykonane specjalnie dla swojej niewidomej córki.

Umknęła mi trochę kolejność tych filmików, ale i tak była dość przypadkowa i bez znaczenia. Wśród innych wyświetlonych był całkiem ciekawy "Stróż brata swego" przedstawiający koncepcję dobra i zła. Złego brata i ... gorszego brata. Ogarnięty psychozą mężczyzna wabi do domu młode kobiety, a dalej... sami obejrzyjcie - nie chcę wam psuć, ten filmik na pewno warto obejrzeć. "Kobieta węgorz" jest wynikiem eksperymentu, a jeden z naukowców, nie są w stanie się jej oprzeć. Wbrew protokołom ulega jej powabowi tylko po to aby... dać się zjeść. Niemiecki "Pokój" zatacza pełne koło. Niektórym może się wydawać, że aspiruje trochę do shortów Davida Lyncha ("The Darkened Room") i przez to obniżać jego wartość, ale nie sądzę, żeby było warto. Surrealizm wyraźnie służy temu obrazowi, który zasługuje na głębszą analizę. "Welgunzer" bawi hunmorem i zaskakuje logicznymi podróżami w czasie. Bohater chce przenieść sie do przyszłości i zabić samego siebie. Ale zanim udaje mu się to zrobić... to z przyszłości trafia do niego jego "drugie" ja... a potem "trzecie". Film to nie horror, ale nie jest też kompletną stratą czasu.

Na zakończenie pierwszegodnia festiwalu mogliśmy przedpremierowo obejrzeć "Piłę 6".
Fani na pewno nie są zawiedzeni. Bez wątpienia jedna z najlepszych części, lepsza od części piątej (ale mimo to słabsza od czwartej). Koszmarny plan Jigsaw'a nadal w toku - mamy więc niesamowite maszyny tortur, litry krwi, górę flaków i odciętych kończyn. Historia toczy się dalej i na pewno jeszcze się nie zakończyła.

Drugi dzień zaczęliśmy od Fińskiego filmu "Sauna". Film osadzono w XVI wieku, tuż po wyczerpującej wojnie pomiędzy Rosją i Szwecją. We wstępie dowiadujemy się więcej o tle historycznym, ale przejdźmy do fabuły. Komisja mająca wytyczyń nowe granice w swojej drodze trafia na bagna, gdzie znajdują małą wioskę i tajemniczą saune (budynek rodem z XX wieku - ale to chyba nie jest ważne). Głównymi bohaterami są dwaj bracia Eerik i Knut Spore, którzy w tajemniczej wiosce będą musieli stawić czoła swojemu sumieniu i tajemniczej historii - bo samo miejsce jest nawiedzone, a sauna jest kryjówką najstraszniejszego zła - którego nawet Bóg nie chce oglądać. Film podobał się naszej małej grupie - wyróżniał się dobrymi zdjęciami, dobrym kunsztem aktorskim i przede wszystkim klimatem tajemnicy.

"Uciec przeznaczniu" ("Open Graves") to jakaś pomyłka (i nie chodzi mi o sam polski tytuł). Film ma swoją "gwiazdę", Elizę Dushku, ale nie pomogła ona fabule. Bo sama koncepcja gry przejętej przez hiszpańską inkwizycję w średniowieczu,  nie trzyma się kupy. Grupa ludzi, w deszczową noc postanawiają zagrać w grę. Najczęsciej odpadają odczytując z kart teksty (po angielsku!) opisujące jak zginęły ich "pionki". Później umierają w takiej kolejności w sposób ewidencnie nawiązujący do gry.

"Wizje" to film mocno przegadany. 109 minut to na pewno o jakieś 20 za długo na taką historię. Tylko jeden aktor, którego można nazwać "aktorem" (reszta to nie wiem skąd się tam wzięła). Sama fabuła zapowiadała się początkowo ciekawie (miałem skojarzenia z "Piłą", ale to może przez seans z poprzedniego dnia). Seryjny zabójca zwany "Pająkiem" porywa i torturuje swoje ofiary. Jest nieuchwytny i okrótny. W szpitalu, po ciężkim wypadku samochodowym, dochodzi do siebie mężczyzna. Amnezja, połamane nogi - ale coś go niepokoi. Doświadcza wizji, które krok po kroku prowadzą go ku Pająkowi i jego ofiarom - aż do finału. Jak już pisałem - tragiczne dialogi i aktorstwo zabiły może nawet ciekawy pomysł.

Trzeci dzień zaczął sie o 22:00 filmem "Dying Breed" i był to pewnie najlepiej odebrany film festiwalu. Nie sądzę, żeby wygrał "Złotą czaszkę", ale z pewnością wyróżnia się na tle "Wizji" i "Uciec przeznaczeniu". Grupa młodych ludzi trafia na Tasmanię, aby odnaleźć uważany za wymarły gatunek tygrysa. Nina (jedna z bohaterek), ma też inny cel. Chce dowiedzieć się czegoś na temat śmierci swojej siostry, która zginęła w tej okolicy 8 lat wcześniej. Trafiają do małego miasteczka zamieszkałego przez potomków Alexandra "Plackarza" Pearce'a, zbrodniarza o kanibalistycznych skłonnościach.

"Nazywam się Bruce" to film dla fanów. A Bruce Campbell z pewnością ma wielu fanów, ale też spora grupa go nie zna. Specyficzny humor czerpiący z jego filmów wcale nie jest wspierany tłumaczeniem. Wydawać by sie mogło, że jesli film bazuje na tekstach, to dystrybutor postara sie oddać jego treść. Ale niestety - przez to film trochę traci. "Kij, który robi bum-bum", "Masz rozwiązane sznurowadła" to nie jedyne nawiązania. Bruce Campbell nabija się z siebie, swojej kariery, filmów... nawet z fanów. Ale pozostaje wierny zasadzie, że bohater musi mieć swoja kobietę. Porwany przez swego fana Bruze ma stawić czoło chińskiemu demonowi Guan-Di. Miszkańcy miasteczka utożsamiają go z bohaterskimi postaciami z jego filmów, a on poczatkowo nie wyprowadza ich z błedu. A kiedy staje oko w oko z demonem to robi to co umie najlepiej... ucieka. Historia nabiera rozpędu kiedy dociera do niego, że zawiódł swego zagorzałego fana, który może stracić zycie. Bohater wraca aby walczyć z demonem i wygrać serce pięknej kobiety. "Heil to the king, baby"! Gorąco polecam...

Na zakończenie "Trailer park of terror", który jest filmem dobrym wizualnie i muzycznie, sprawnym technicznie i pod względem efektów specjalnych. Wielu widzów szukało jakiegoś sensu i wyjaśnienia "dlaczego" i "co jest przyczyną" tych wydarzeń, ale przecież to nie ma sensu. Pakt z tajemniczym mężczyzną w chwili słabości popycha Normę do zemsty. Zabija wszystkich swoich sąsiadów, a potem siebie. ale to nie koniec - zostali przeklęci i wracają jako demony nawiadzające miejsce pożogi. Wiele lat później, nieświadomi tajemniczych zaginięć w okolicy ludzie, trafiają wprosto do piekła wśród baraków. Mi się podobało, fajna rozrywka, ale chyba byłem odosobniony w tej ocenie.

Na koniec ogólnie o samym festiwalu.
Bardzo fajnie, że ktoś to robi, że komuś chce się organizować taka imprezę. Ale jako fan horroru chciałbym, aby organizatorzy przyłożyli się trochę do wyboru repertuaru. Chcielibyśmy "horrorów (...) niepokazywanych dotąd w Polsce", ale tych najlepszych, a nie tych, których nikt nie chciał oglądać! Zeszłoroczna wygrana "Stuck", filmu, który nawet nie był horrorem mówi samo za siebie - nie ma z czego wybierać. Zajrzałem jeszcze raz na stronę festiwalu i oto w tym roku, "Złotą czaszkę", zgodnie z naszymi oczekiwaniami, zdobył film "Sauna".  Dobrze. w tym roku nie ma takich kontrowersji. Wśród "shortów" uznanie komisji zdobył "Pokój".

Może w przyszłym roku warto byłoby pokusić się chociażby o jakieś ankiety? Może redaktorzy stron fanowskich, zinów poświęconych grozie pomogliby wybrać repertuar wart jedynego w Polsce Horrorfestiwalu. Czekam...