środa, 30 grudnia 2009

Podsumowanie roku (seriale)

Zbliża sie koniec roku, a ponieważ do tej pory mało miejsca poświęcałem serialom postanowiłem zainaugurować zwyczaj podsumowywania poszczególnych kategorii zainteresowań, a zacznę od seriali. Oczywiście nie jest to jakiś wyznacznik krytyczny, bo żaden ze mnie autorytet, ale postanowiłem podzielić się swoimi odczuciami. Kolejność w poszczególnych kategoriach jest przypadkowa (chyba że w tekście zaznaczam inaczej).

Kategoria: "Najwieksza niespodzianka"

Serial "Paradox"
Wow. Powtórzę głośniej: WOW. Tego się nie spodziewałem. Podobno "Flash Forward" miał być odkryciem sezonu, ale po mocnym otwarciu bardzo zwolnił. To co tym razem zafundowali nam brytyjczycy znacznie przebija amerykańską produkcję! Mamy podobny problem, ale dużo lepszą fabułę. Bardzo ciekawe postacie i relacje między nimi, a także duzo fajnych pomysłów.







Zakończenie 4 sezonu serialu "Dexter"
Tego tematu nie będę rozwijał, żeby nie popsuć zabawy tym, którzy nie widzieli jeszcze tego sezonu. A osoby, które widziały - wiedzą o co chodzi.
Serial zadziwia od pierwszego odcinka i nic dziwnego, że ma tak wielu fanów.







Drugi sezon "Fringe"
Można powiedzieć, że pierwszy sezon "Fringe" był niezły... nawet dobry. Ale rozwój fabuły pod sam koniec i jego kontynuacja w drugim sezonie bardzo podbija stawkę. Serial zyskał w mojej ocenie kilka punktów. Oczywiście, tak, zdaję sobie sprawę, że moja opinia jest bardzo kontrowersyjna, że serial ma wiele niepozytywnych opinii... ale ja się tym nie będe przejmował. To moje podsumowanie i moja opinia... jest jaka jest.





Drugi sezon "Breaking Bad"
Dla mnie historia Walta była niesamowitym odkryciem 2008 roku. Te kilka odcinków pierwszego sezonu wręcz wbiły mnie w fotel przed ekranem i nie pozwalały mi się od niego oddalić. Drugi sezon też był dobry (a nawet bardzo dobry, ale nie chcę tworzyć kolejnej kategorii). Niesamowite otwarcie i bardzo dobry, zaskakujący finał. Może pomiędzy trochę zabrakło, bo miejscami było nudno, ale zdecydowanie warto obejrzeć cały serial.





Serial "Supernatural"
Będę szczery. Pierwszy sezon to kicha. Wszyscy, z którymi na ten temat rozmawiałem znają moja opinię - to Buffy z dwoma gejami.
Ale tak mniej więcej od połowy drugiego... no może od trzeciego sezonu coś zaczęło się zmieniać. Serial stał się mroczniejszy, ale jednocześnie naładowany humorem. Z odcinka na odcinek stawał się lepszy, a teraz piąty sezon... Rewelacyjny odcinek "The End" daje nam przedsmak tego co nadchodzi... a nadchodzi ogień i Apokalipsa. a ja czekam na kolejne odcinki.




Kategoria "Największe rozczarowanie"

Serial "V"
Nie ma co. Dla fana oryginalnego "V" nowa amerykańska edycja to totalna porażka. Przez wielu określany jako "serial niespełnionych nadziei" zawiódł na prawie wszystkich frontach (może oprócz wizualnego). Pierwszy odcinek dawał nadzieje, ale już kolejne przetrzebiły grono potencjalnych fanów. Brytyjski pierwowzór pomimo braków technicznych (inne czasy) oferował bardzo dobrze zbudowaną fabułę, doskonale zobrazowane reakcje społeczeństwa na różnych jego szczeblach. A tutaj mamy agentkę FBI i księdza. Zbuntowanego młodziaka i żądnego sukcesu dziennikarza. Bardzo płasko. Brak polotu i jakoś nie potrafię się identyfikować z bohaterami.
A teraz jeszcze ta przerwa - ile można czekać? Miejkmy chociaż nadzieję, że do twórców dotrą opinie widzów i że wezmą je sobie do serca.

Serial "Vampire Diaries"
Nie wiem jaka jest grupa docelowa tego serialu, ale pewnie chodzi o jakieś 9 letnie dziewczynki. Ocena może nie być miarodajna, bo obejrzałem tylko (aż?) 5 odcinków i musiałem sobie odpuścić. Niesamowicie głupie zabiegi w stylu tajemniczej mgły na cmentarzu i tony makijażu na twarzach wampirów odrącają sprzed telewizora. Trochę mierzi mnie to pakowanie takiej tematyki w młodzieżowe klimaty.

Serial "Naznaczony"
Polski akcent na liście, ale szkoda, że na "tej drugiej". Serial zapowiadał się słodko. Reklamowany był jako wydarzenie roku, ale rzeczywistość okazała się całkiem inna. Nie wiem czemu. Może dlatego, że widzowie sami nie wierzyli, że w Polsce jest możliwe nakręcenie dobrego serialu... Miało być cudnie a wyszło jak zwykle. Słabe rozwinięcie postaci, słaby finał.

Drugi sezon serialu "Dollhouse"
Temu serialowi chciałem dać szansę. Serio. Pierwszy sezon był mierny, ale miał mocne zakończenie (w szczególności ten ostatni odcinek nieemitowany w niektórych telewizjach). Miałem nadzieję, że ta wysoka forma się utrzyma, ale jednak Joss Wheadon ma jakieś problemy w budowaniu fabuły. Ni to śmieszne ni poważne. W "Firefly" było wiadomo - miało być zabawnie.






Serial "Stargate: Universe"
Ci co liczyli - trochę się przeliczyli. Te dotychczasowe epizody są bardzo nierówne (najlepszy jest chyba ten zatytułowany "Time"). Daje mu szansę ze względu na poprzednie dwa seriale tego uniwersum, ale z wielkimi obawami. Bywało tak, że się wynudziłem... a tego nie lubię.



Podsumowując... był to ciekawy rok. Nie twierdze, że oglądam wszystkie seriale - bo to jest niewykonalne. Staram się być na bieżąco i daję szansę wielu historiom. Niestety, nie obejrzałem jeszcze kilkuodcinkowego serialu "Prisoner", a "The Day of the Triffids" zapowiada się miło (dzięki Sick!)
Miło, że mieliśmy polski akcent... może w przyszłości będzie lepiej. Czeka nas nowy, 2010 rok a w nim nowy "najdłuższy dzień z życia" Jacka Bauera, odnajdą się też "Zagubieni". No i mój faworyt zaraz na początek roku: "Spartacus: Blood and Sand".

Jest na co czekać... jest po co żyć!

niedziela, 13 grudnia 2009

Stan wojenny i Wojciech J.



Nic dodać, nic ująć...

wtorek, 8 grudnia 2009

Jack Ketchum - Dziewczyna z sąsiedztwa, Rudy, Potomstwo

Zacznę nietypowo - od usprawiedliwienia. Nie, nie czytałem, żadnej książki Jack'a Ketchuma, nawet "Dziewczyny z sąsiedztwa", która ukazała się w Polsce całkiem niedawno. Nie, filmu "The Lost" też nie widziałem - ale jak tylko go dostanę, na pewno obejrzę.

Opinie o tych trzech filmach bazują wyłącznie na podstawie mojego odbioru obrazu, dźwięku i niesamowitego natężenia emocji, które towarzyszą każdemu z nich. Ale po kolei...

"Dziewczyna z sąsiedztwa" (2007)
Początek filmu przpomniał mi film "Stań przy mnie" Roba Reinera. Zastosowano podobną konwencję, w której główny bohater opowiada historię z perspektywy kilkudziesięciu lat. Jest już dojrzałym człowiekiem, z bagażem doświadczeń i przedstawia okrutną historię, której był świadkiem w młodości. W rzeczywistości konwencja ta nie jest tak banalna jak mogłoby się wydawać. Doskonale pasuje do samej opowieści, bo widz przecież nie ma wątpliwości co jest dobre a co złe.
Ze sposobu opowieści można wywnioskować, że bezsilność jest jednym z tych elementów, które najbardziej ciążą na sumieniu dorosłemu już mężczyźnie. A jest to opowieść właśnie o sumieniu. O tym jak grzechy młodości mogą ciążyć na nim przez resztę życia. Przed odpwoiedzialnością można uciec - przed sumieniem nie.
Młody chłopiec będący świadkiem niesamowitej nienawiści i przemocy fizycznej wobec mieszkającej obok dziewczyny, czuje się zagubiony i bezsilny. Nie wie gdzie szukać pomocy - ma świadomość, że każde jego słowo może zostać odebrane jako kłamstwo i zwrócić się przeciwko niemu. Będąc przerażonym i biernym obserwatorem fizycznych tortur młodej dziewczyny, chłopiec przeżywa psychiczne katusze. Jego chęć pomocy i strach przed otoczeniem (przed rówieśnikami, którzy za namową starszej, zgorzkniałej, kobiety, żywo uczestniczą w procederze), a jednocześnie więź porozumienia z cierpiącą dziewczyną wzbudza litość. O ile można się domysleć jaki koniec będzie miała ta prawdziwa historia, to jednak mamy nadzieję... niestety złudną.
Film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Nie jest doskonały aktorsko ani wizualnie. Jest wręcz "brzydki". Ilość emocji, które towarzyszą pokazywanym scenom sprawił, że ta brzydota jest całkowicie usprawiedliwiona. gloryfikowane do tej pory lata pięćdziesiąte zostały ukazane jako siedlisko przemocy. Czas kiedy policja wierzy na słowo "dobremu obywatelowi", a ofiara nie ma żadnych praw.

"Rudy" (2008)
Brian Cox to aktor bardzo charakterystyczny. Wcielił się w rolę mieszkającego samotnie mężczyzny, który swoje życie dzieli z psem. Zwierze mające już 14 lat jest jedynym wspomnieniem po tragicznie zmarłej żonie i zajmuje centralne miejsce w jego świecie. Rudy jest częścią rodziny.
Kiedy kilku małolatów w akcie bezdusznego okrucieństwa zabija psa, Avery Ludlow postanawia dochodzić sprawiedliwości. Jednak nie kierują nim emocje, ale chęć odkrycia co kryło się emocjonalnie za uczynkiem młodych bandytów. Nie znajduje zrozumienia u rodzin chłopaków - zostaje potraktowany jak ktoś kto chce zniszczyć ich życie. Sami widzą siebie jako ofiary, nie biorąc pod uwagę, że swoim uczynkiem zniszczyli czyjeś życie. Jednak Avery jest spokojny, nie łapie za broń i nie zabija ich, ale powierza los wymiarowi sprawiedliwości. Ale i tu nie znajduje pomocy. sprawiedliwość równa, ale dla niektórych (bogatych z wpływami) jest równiejsza. Na pomoc przychodzi dziennikarka, która realizuje film na temat zajścia, a jego emisja... rozpętuje piekło.
Człowiek, dla którego sensem życia jest zaprzyjaźnione zwierze nie może zrozumieć, jak można z bandytów robić ofiary. Te z kolei nie rozumieją, jak ktoś może tak przejmować się zwykłym "kundlem". Każda strona broni swojej racji, ale widz kibicuje Avery'emu, bo to on przecież ma racje. Ma prawo do obrony swojej rodziny. Poznajemy go coraz bardziej i rozumiemy jego postępowanie, które chociaż wywazone, to coraz bardziej zaognia konflikt - ostatecznie prowadząc do tragedii. A wtedy pojawiają się wątpliwości: czy było warto?
Film stawia to bardzo ważne pytanie, ale nie daje na nie odpowiedzi. Musimy sami się nad tym zastanowić.

"Potomstwo" (2009)
Ten film bazuje na dosłownym przekazie wizualnym. Mamy więć ból, strach i wnętrzności. Litry krwi i okrutnych kanibali, którzy po wielu latach wracają na swoje tereny łowne. Zgrabna historyjka okraszona krwawymi scenami da się przełknąć, ale sam film jest zdecydowanie najsłabszy z całej trójki. Film wpisuje się w konwencję filmów Ketchuma, polegającą  na pokazywaniu surowych emocji i przemocy, niekoniecznie je uzasadniając. Pokazuje, że niektóre tragiczne wydarzenia są bezsensowne, a na większość z nich nie mamy wpływu - po prostu się dzieją.


Te trzy filmy obejrzałem w bardzo krótkim czasie i dały mi wiele do myślenia. Oglądając okrucieństwo jakie widać na ekranie cieszyłem się, że oddziela mnie od niego ekran telewizora. Bezsilność bohaterów "Rudego" i "Dziewczyna z sąsiedztwa" jest wręcz namacalna, ale ich postępowanie pokazuje, że nie zawsze trzeba się poddawać. Czasami trzeba postepować bardziej zdecydowanie... ale do pewnych granic, bo nie zawsze warto. Nikt nie mówił, że zycie jest proste. "Potomstwo" to najsłabszy film, ale mimo to może was zaciekawić.

Jak tylko opadną emocje z pewnością sięgnę do książki Ketchuma "Dziewczyna z sąsiedztwa". Nie wiem kiedy to będzie, bo nie wiem kiedy będę gotów ponownie przeżyć ten koszmar, a nie wątpię, że na kartach powieści będzie to jeszcze bardziej okrótne, jeszcze bardziej bezsensowne.

"Dziewczyna z sąsiedztwa" (4.4/6)
"Rudy" (4/6)
"Potomstwo" (3.5/6)

piątek, 4 grudnia 2009

Pandorum (4.8/6)

Dawno nie widziałem już dobrej fantastyki w klimacie filmów końca XX wieku. Od czasu "Zagubionego Horyzontu", który w tamtym czasie zrobił na mnie niesamowite wrażenie, wypatrywałem kolejnych filmów w tym klimacie. Przewinęło się kilka tytułów (na przykład "Supernova"), ale żaden nie zbliżył się do czołówki.

Na "Pandorum" trafiłem całkowicie przypadkowo, a i przed senasem nie szukałem żadnych informacji o filmie. Może dlatego tak mnie ten film zaskoczył.
W roli głównej Ben Foster ("3:10 do Yumy" gdzie był wprost rewelacyjny), a wspiera go weteran Dennis Quaid.

Nie będę spojlerował, aby nie psuć wam niespodzianek. W każdym razie ten film warto obejrzeć - nie sugerujcie się tylko, że porównuje go do "Horyzontu" gdzie był podtekst wiary. Twórcy "Pandorum" postanowili skupić się na kwestiach chęci przeżycia i tego co ludzie są w stanie zrobić stojąc w obliczu zagłady. Jak zniosą myśl, że ludzkość może się zakończyć wraz z ich życiami?

Ponadto film ten serwuje nam bardzo spójną historię, z czym tego typu produkcje coraz częściej mają problem.

środa, 2 grudnia 2009

Zabójcze ciało (2.8/6)

Ten film nawet nie zapowiadał się ciekawie. Może za oceanem Megan Fox gwarantuje zainteresowanie filmami, ale czemu gwiazda hitów kinowych takich jak "Transformers" i "Transformers 2" zagarała w takim filmie? Może wydawał się jej dobrym krokiem w celu uniknięcia zaszufladkowania?

Sama koncepcja głównych postaci jest nam doskonale znana. Para bohaterek, wielkie przyjaciółki z piaskownicy (dosłownie) trzymają się razem w szkole - jedna jest kujonką w okularach, a druga puszczalską (ale cicho-sza) cheerleaderką. Spragniona wrażeń Jennifer (ta cichodajka) zabiera swoją przyjaciółkę na koncert mało znanej grupy muzycznej. A tam rozpętuje się piekło (do końca nie wiadomo czy to był przypadek), a Jennifer wpada w sidła uroku wokalisty kapeli (też nie wiem co było tego przyczyną).

W każdym razie, nie wiedząc czemu, wszsycy biorą ją za dziewicę(!), a ona mając nadzieję, że przyznanie im racji odwiedzie ich od chęci gwałtu zbiorowego(!) potwierdza tę głupią tezę. Okazuje się, że członkowie kapeli nie są zainteresowani jej ciałem (ot zaskoczenie), ale chcą ją, jako dziewicę, złożyć w ofierze demonom, co ma zagwarantować im sukces muzyczny. Tak... już płaczecie ze śmiechu? Będzie jeszcze lepiej - bo przecież ona nie jest dziewicą, a odprawiony ryruał sprawia, że powraca opętana przez demona, który musi się żywić krwią - głównie facetów ulegających jej wdziękom (ot nowina). Swoją drogą zastanawiam się co by było, gdyby nie była ładna... jak demon zwabiałby swoje ofirary? Bo tak, to poszedł na łatwiznę.

Biorąc pod uwagę sposób narracji w filmie, zakończenie też nie jest zaskoczeniem. Naprawdę nie wiem, jak coś takiego mogło wyjść spod ręki autora scenariusza "Juno".

Ok... tyle o fabule. O aktorstwie nie powiem nic - bo nie ma o czym - i jakoś mnie to nie dziwi.

Film sprawia wrażenie jakiejś młodzieżowej telenoweli w podwyższonej kategorii wiekowej. Kilka ciekawych scen (oczywiście z Megan), ale nic o czym warto się rozpisywać. Ten film to typowo rozrywkowa sieczka, która od razu przypomniała mi film "Tamara", który zapamiętałem jakoś bardziej pozytywnie. Jeśli lubicie amerykańskie, nowoczesne młodziezowe wideoklipy... to miłej zabawy. Ja odpadam.