czwartek, 21 października 2010

Horrorfestiwal (dzień 1)

Mamy za sobą pierwszy dzień długo oczekiwanego Horrorfestiwalu. Zgodnie z zapowiedziami stawiłem się w warszawskim Multikinie na Ursynowie aby obejrzeć pierwsze dwa filmy.

Z dwojga złego... nie... to nie tak... 
"Zęby nocy" wcale nie były złe. Miały coś z horroru (toć przecież wampiry od setek lat towarzyszą gatunkowi), ale więcej z komedii. Coś jak "Nieustraszeni pogromcy wampirów" czy "Postrach nocy" (może mniej).

Widzowie bawili się całkiem nieźle, co chwila na sali wybuchały salwy śmiechu. Ale cy to aby właściwe zachowania na festiwalu horroru?
Wiem, czepiam się.

Przyznaję, że charakteryzacja i efekty były całkiem przyzwoite i nie zrażały do dalszego oglądania. Aktorsko też ujdzie i można polecić ten film... na wypad z dziewczyną (pewnie jest lepszy niż "Wampiry i świry", ale o tym za tydzień, po premierze).

Po krótkiej przerwie rozpoczął się kolejny seans: "Shadows" (nie wiem czy film ma polski tytuł, a dlaczego to za chwilę). Do obejrzenia filmu zachęcała obsada: Cary Elwes i William Hurt. Niestety... wszystko przepadło za sprawą Elwes'a. Do tej chwili nie mam pojęcia jak można tak źle zagrać. Film może i byłby przeciętny (może nawet średni), ale gra aktorska Elwes'a wszystko zniszczyła. No i to nie tylko jego wina. William Hurt na jego tle sprawił się lepiej, ale mając na uwadze jego doświadczenie, mam wrażenie, że też nie poszło mu najlepiej. Panowie byliby chyba zadowoloeni gdyby wszystkie kopie tego filmu zagineły... w "Krainie cieni".

Na koniec trosze technikaliów.

Multikino na Ursynowie to całkiem przyjemny multipleks. W tym roku uczestników Horrorfestiwalu zepchnięto do sali numer 12. Ci którzy wiedzą jak ułożone są sale, od razu zorientują się o co chodzi. Sala 12 jest najbardziej na uboczu, zaraz przy drzwiach. Przez to nie mieszaliśmy się z innymi-normalnymi klientami kina. 
W kwestii porządkowej, zabrakło informacji na temat przerwy. Skończył się pierwszy seans, widzowie wyszli na przerwę i już po kilku minutach zaczął się drugi film (choć tym razem nieobecni wiele nie stracili).

Pominę kwestię uszkodzonego ekranu (wgniecenie niemal na samym środku), które często zniekształca przekaz wizualny i od razu przejdę do czynników jakościowych.
Ja wiem, że filmy na festiwalu puszczane są z DVD, poprzednio też były. Z tym, że tym razem jakość dźwięku i obrazu dawała wiele do życzenia. Nie wiem jak to było w innych kinach - może to kwestia kopii, ale wątpię.
Ponadto filmy puszczane były w formacie 4:3, co więcej, przy drugim filmie wyraźnie było widać, że źródło było panoramiczne, bo w czołówce nazwiska bohaterów były poobcinane na bokach. A czemu nie widziałem polskiego tytułu "Shadows" (jeśli był)? Bo przez pierwsze 10-15 minut napisów nie było widać. Projektor był tak wyregulowany, że nie były widoczne na ekranie.

Dajmy szansę na poprawę... dzisiaj kolejny dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz