niedziela, 15 listopada 2009

2012 (3.3/6)

Nie jestem fanem ostatnich filmów Rolanda Emmericha. Zarówno "10.000BC" jak i "Pojutrze" nie przypadły mi do gustu. O ile klasyczne tytuły takie jak "Gwiezdne wrota", "Dzień niepodległości" czy sieczka "Uniwerslany żołnierz", miały posmak nowości, to aktualny pociąg reżysera do pozbawionych fabuły filmów katastroficznych opartych wyłącznie na efektach specjalnych zupełnie mnie odpycha. Nie rozumiem czemu idzie w tym kierunku.

"2012" w swojej koncepcji jest mieszanką "Pojutrze" i "Dzień zagłady". Jest to produkcja w pełni hollywoodzka eksponująca najbardziej oklepane wątki w stylu rozbitej rodziny, głupiej blondynki z pieskiem, wariata miłośnika teorii spiskowych, skorumpowanych ludzi władzy - ale prawego prezydenta. Oglądając ten film miałem przed oczami sceny z poprzednich filmów reżysera - najczęściej z "Dnia niepodległości" i "Pojutrze".

Z powyższą opinią możecie się nie zgadzać. Ale jeśli chodzi o kwestię efektów specjalnych to na pewno wszyscy mają podobne zdanie: są naprawde dobre. Może nie nowatorskie, ale na pewno dopracowane. Mam wrażenie, że ten znikomy wątek fabularny zawarty w filmie, miał posłużyć tylko jako tło do pokazania możliwości speców od efektów specjalnych, a sam rezyser chciał spektakularnie zniszczyć wszystkie cuda świata. Ale na dłuższą metę nie jest to dobry sposób. Jako widz nie lubię być stale karmiony efektami specjalnymi, chcę poczuć więź z bohaterami, a nie tylko adrenalinę spowodowaną widowiskowymi eksplozjami i zapadającymi się budynkami.

Panie Emerich! Efekty to nie wszystko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz