poniedziałek, 30 listopada 2009

Prawo zemsty (4.2/6)

Podobno sprawiedliwość jest ślepa. Ale dla Clyde'a Sheltona (Gerard Butler), którego żona i córka zostały brutalnie zamordowane na jego oczach, sprawiedliwość wydaje się ślepa na ludzkie cierpienie. Pomimo to, jako "szanujący prawo obywatel" (tak brzmi prawidłowo przetłumaczony tytuł) zawierza systemowi prawnemu i żądnemu sukcesu prokuratorowi (Jamie Foxx).

Sprawiedliwość może i jest ślepa, ale chyba na niezdolność samego systemu na jej egzekwowanie. Ze względów proceduralnych większość dowodów zostaje odrzucona, a prokuratura dogaduje się z jednym z przestępców (paradoksalnie właśnie z tym, który mordował).
10 lat później, w dniu, w którym ma zostać wykonany wyrok śmierci na osądzonym wspólniku mordercy, podczas samego wykonania wyroku, coś idzie nie tak. Umiera on w niesamowitych spazmach bólu. Sprawiedliwości stało się zadość, a "szanujący prawo obywatel" wprawia w życie swój plan biorąc prawo w swoje ręce chcąc zerwać opaski z oczu stróżów prawa i systemu sprawiedliwości.

Ostatni film z Gerardem Butlerem jaki widziałem ("Gamer") strasznie zjechałem - to była porażka. Tym razem mamy doczynienia z mocnym dreszcowcem, z którego głównym bohaterem, pomimo tego co robi, jakoś sie utożsamiamy, wręcz mu kibicujemy. Pomimo świadomości, że popada on coraz bardziej w skrajność, mamy nadzieję, że osiągnie on swój cel... i spokój. Według skrzywdzonego przez morderców i system Sheltona, cel uświęca środki. A jego cel jest istotny dla każdego szarego człowieka, który życzy sobie, aby system prawny chronił ofiarę, a nie przestępcę.

Reżyser F. Gary Gray po raz kolejny po "Negocjatorze" dał nam film, w którym równowaga między dobrem a złem jest bardzo cienka. W udany sposób buduje więź łączącą widza i bohatera, jednocześnie dając nam prawo do wątpliwości, czy czyny postaci rzeczywiście są odpowiednie do sytuacji.

Ja nie miałem wątpliwości... A wy?

1 komentarz:

  1. Film widziałem w środę. Podobał mi się, chyba głównie ze względu na dobry i ciekawy duet - Jamie Foxx / Gerard Butler. Dosłownie na 3 minuty przed ujawnieniem kto "wspiera" głównego bohatera domyśliłem się o co chodzi ;)
    (nie chcę spojlerować tym co filmu nie widzieli)
    Wszystko ładnie się ułożyło, faktycznie niezły strateg z Clyde'a był, nie przewidział jednak sprytu Nicka.. A może właśnie o to chodziło? Bo finalna scena w moim odczuciu ukazuje że Clyde uzyskał spokój i - bądź co bądź - "zreformował" Nicka.
    Sposoby "apokaliptycznej" zemsty były naprawdę niezłe, przypadły mi do gustu. Fajne zacięcie malowało się na twarzy Butlera, pachniało mi trochę Leonidasem z ''300''.

    Ja bym dał filmowi 4.5/6 ale ja widziałem znacznie mniej filmów ;)

    OdpowiedzUsuń