poniedziałek, 23 listopada 2009

Zombieland (4/6)

"Zasada numer 2: Zawsze dobijaj zombie"... i to mi wystarczy.

Jeśli jesteście fanami zombiaków w stylu George'a Romero, to odpuście sobie ten film. Ale jeśli nie macie nic przeciwko odrobinie śmiechu i czarnego humoru, sporej ilości krwi i maksymelnej sieczki - to zapraszam na seans.

Film nie jest dzielem sztuki, ale wyróżnia się na tle innych produkcji - na przykład "Shaun of the Dead". Zombie są całkiem fajne - trochę w konwencji "28 dni później", a przyczyna ich powstania też na czasie - zmutowany wirus choroby wściekłych krów.

Woody Harleson ("Urodzeni mordercy", "Biali nie potrafią skakać") po raz kolejny próbuje sił w komedii i ponownie wypada trochę powyżej średniej. W filmie na szczególną uwagę zasługuje rewelacyjny epizod Bill'a Murray'a ("Dzień świstaka", "Ghostbusters").

Całość zrealizowana jest w iście hollywoodzkim stylu i montażu - z wyraźnym nastawieniem na młodzież i chociaż trochę lat już na karku mam, to też świetnie się bawiłem. O ile filmy Romero zwykle mają jakieś głębsze przesłanie (czym jest człowieczeństwo?, dlaczego ludzie krzywdzą się wzajemnie?) to tutaj tego przesłania własnie brakuje. Za to mamy litry krwi, głupie teksty i niesamowitych "twardzieli" w akcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz